2011-04-25

RELACJA: Children Of Bodom; Ensiferum; Machinae Supremacy – „Ugly World Tour 2011”, Stodoła, Warszawa, Poland


GALERIA



 

Nie było wątpliwości, że warszawski koncert Children of Bodom wzbudzi spore zainteresowanie. Po pierwsze zespół odwiedził Polskę po 10 letniej przerwie, druga istotna sprawa to promocja świeżego albumu „Relentless Reckless Forever” zbierającego pozytywne recenzje. Nic więc dziwnego, że kolejka pod Stodołą zaczęła formować się już koło południa, mimo, że do otwarcia bram pozostało 5 godzin.

Otwarcie bram nastąpiło o 17 i około godziny później na scenę wyszła formacja Machinae Supremacy. Szwedom do dyspozycji dano 30 minut, wystarczyło, żeby tych co już zgromadzili się pod sceną poderwać żywiołową muzyką, dynamiką i wreszcie energią muzyków bijącą ze sceny – występ jak najbardziej na plus. W set liście zmieściło się zaledwie 6 utworów, zdominowanych kompozycjami z najnowszego wydanego w listopadzie zeszłego roku albumu „A View from the End of the World”: "Force Feedback",  "Rocket Dragon", "Nova Prospekt" oraz "Truth of Tomorrow" i "Overworld" z tytułowego albumu i jedyny starszy utwór "Through the Looking Glass" z „Redimeera” na zakończenie.  Machinae Supremacy nie mieli trudnego zadania w rozgrzewaniu publiki, pomijając upał panujący na zewnątrz, już sama obietnica zobaczenia wyczekiwanego dekadę Children of Bodom była wystarczającym pogrzewaczem.

Kolejnym punktem programu byli „dzierżący żelazo” Finowie z Ensiferum. Tu atmosfera była już rodem z fińskiej sauny. Drzwi boczne Stodoły pootwierane na oścież, im bliżej sceny tym goręcej.  Finowie w kiltach pojawili się statecznie na scenie  przy dźwiękach „By The Dividing Stream” po czym z subtelnością huraganu przeszli do „From Afar” i utrzymali impet do końca. Pierwszeństwo miał ostatni album „From Afar” i 2 pierwsze utwory pochodziły z tegoż wydawnictwa, pojawił się także „Twilight Tavern”. Set przekrojowy, z  „Ensiferum” były „Token of Time”, „Guardians of Fate”, album „Victory Songs” reprezentowany był przez „Ahti”, z „Iron” pojawiły się „Into Battle”, „Lai Lai Hei” i tytułowy „Iron” kończący występ,. Publiki nie trzeba było specjalnie zachęcać do grupowego wydzierania się, przerwy w utworach skrupulatnie wypełniane były skandowaniem „Ensiferum!”. Spora grupa publiki, ściśle ukierunkowana na „Ensi” była  wniebowzięta, podobnie jak i porwana przez wikingów w kieckach większość  Bodomaniaków.  O ile Petri Lindroos trzymał się mikrofonu to Sami Hinkka był wszędzie z regularnym szaleństwem w oczach i szerokim uśmiechem na twarzy, na migi kontaktując się z publiką. Płeć piękna w zespole reprezentowana przez Emmi Silvennoinen nieco schowana za ogromną wikińską tarczą, równie żywiołowo, co reszta zespołu  omiatała klawisze włosami.  Na koniec „Dziękuję bardzo” z ust Samiego, szczodrze rozrzucone w publikę kostki przez gitarzystów, skandowanie publiki, jednak z brakiem szans na bisy, bo przecież program koncertu jest dość napięty.

Udany show, kontakt z publiką rewelacja, energiczna muzyka świetnie podana technicznie. Czterdziestopięciominutowy set to zdecydowanie za krótko!
Tuż przed wejściem gwiazdy wieczoru, atmosfera w klubie była z piekła rodem, mimo otwartych drzwi  i spontanicznej akcji ochrony, sprawnie  nawadniającej pierwsze rzędy, pozostające w niemiłosiernym ścisku. Wypada pogratulować wytrzymałości żeber i  zawziętości tym którzy do końca koncertu wytrzymali przy barierkach, a także okazać wyrozumiałość  kilku fanom, których ochrona szybko i sprawnie na własne życzenie wyciągnęła z tego imadła. Wdzięczność należy się amatorom dymka i piwa, gdyby faktycznie wszyscy chcieli jednocześnie być w sali koncertowej Stodołę mogłoby rozsadzić,  tłok ogromny. Children of Bodom na scenę nie śpieszyli się zbytnio, pozwalając do woli publice skandować nazwę zespołu. 

Statecznie – tak można opisać wejście „Dzieci” na scenę i na dzień dobry „Not My Funeral” z  Relentless Reckless Forever, z najnowszego albumu pojawiły się także „Roundtrip to Hell and Back” oraz „Was It Worth It?”. W set liście dominował album „Hate Crew Deathroll” z „Bodom Beach Terror” jako drugim kawałkiem set listy, „Needled 24/7”, „Angels Don't Kill.  Setlista przekrojowa, nie zabrakło „In Your Face” i „Living Dead Beat” granych kolejno po sobie z „Are You Dead Yet?”, oraz „Children Of Bodom” i „Downfall” z „Hatebreedera”. Były „Hate Me!”, „Follow the Reaper”, „Blooddrunk”. Ekspresja sceniczna raczej umiarkowana. Alexi Laiho obstawiony odsłuchami,  co jakiś czas przespacerował się do stojącego za klawiszami Janne Wirmana, były dwa guitar flipy, jednakże Laiho jeżeli akurat nie śpiewał, utrzymywał ścisły kontakt wzrokowy z gitarą. Roope Latvala i Henkka Seppälä  nieco w cieniu w dosłownym słowa znaczeniu – oświetleniowiec poskąpił światła na chłopaków, mimo niezwykle barwnej i ciekawej oprawy całego show. Na scenę poszybowały dwie polskie flagi, z czego jedną Alexi osobiście przerzucił gdzieś koło perkusji, natomiast kolejną spod nóg usunął techniczny. Widać było, że zespół skupiony był głównie na graniu. Gdzieś tam przemknęło przez myśl, powielane w internecie sformułowanie „kindermetal” kiedy pod nogami Laiho wylądował pluszowy misiek, średnia wieku publiczności nie była zbytnio zróżnicowana.  Janne Wirman z okazji urodzin obradowy został przez publikę gromkim „Happy Birthday”, która aż rwała się do wrzasków. Docenienie szalejącej polskie publiki przez nieco zdystansowanych Finów wyrażone zostało  przez Laiho : „Fuck Yeah Poland!”.  Po „Downfall” skandowanie zwyczajowym, aczkolwiek niezbyt subtelnym już tekstem „napier…niczać” wywołało zespół ponownie na scenę gdzie po „Was It Worth It?” i „Everytime I Die” nastąpiło wspólne śpiewanie „Hate Crew Deathroll”.

Koncert udany, publika wyszalała się solidnie tracąc litry wody w piekielnie gorącej atmosferze, nikt sprasowany nie został – mimo ogromnego ścisku. Entuzjastyczne, jeżeli nie szalone reakcje publiczności  powinny mobilizująco wpłynąć na Childrenów podczas kolejnego planowania trasy koncertowej. Po takim przyjęciu nie będą chyba zwlekać z kolejną wizytą w Polsce przez 10 lat. Gdzieś tam momentami dźwięk uciekał, wybiórczo było słychać perkusję, ale nie sądzę, żeby komukolwiek przeszkodziło to odbiorze koncertu.
Fani mieli także okazję spotkać się również z Machinae Supremacy i Ensiferum prze stoiskach „gadżeciarskich” obu zespołów.  Children of Bodom nie przewidzieli spotkania z fanami po koncercie, plotka głosi, że co wytrwalsi widzieli członków zespołu przemykających do busa. Może następnym razem, byle nie za kolejną dekadę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz