Dopiero co w połowie lipca miałam okazję widzieć Andiego Derisa z ekipą na scenie, a tu kolejny raz. Tym razem Andy nieco rozgadaną konfenansjerkę przyciął do powiedzmy minimum - jak na jego możliwości, no i wokalnie lepiej, udało mu się nie deptać wirtualnego kota na scenie, którego żałosne miałczenia wynicowywały narząd słuchu. Tak trzymać Andy!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz