2013-11-22

RELACJA: Behemoth, Obscure Sphinx, Thaw - „Czarna polska jesień”, B90, Gdańsk, Poland, 2013


GALERIA



Behemoth w B90 - zawitała do Gdańska.

To, że gdański koncert Behemotha będzie głośny i mocny było raczej do przewidzenia. Po pierwsze reklamę wydarzeniu zapewnił najwierniejszy z fanów, niejaki pan Ryszard, niestrudzenie od wielu lat pilnie śledzący poczynania Nergala i spółki. Sam pan Ryszard na koncercie nie pojawił się niestety, może czekał gdzieś pod bocznym wejściem, niestety wybitnie nienachalna uroda tego pana dyskwalifikuje go jako groupie, więc raczej szanse na kontakt z zespołem miał żadne. Drugim czynnikiem wzmacniającym efekt koncertu było to, że Behemoth grał u siebie, w swoim rodzinnym mieście, na dobrze sobie znanym terenie i przed dobrze znaną sobie publiką. 


Wstępem dla piątkowego wieczoru był klimatycznie black metalowy THAW. Pierwszy mój kontakt z sosnowieckim składem na tegorocznej edycji Metalfestu w Jaworznie i pozostawił mi w głowie słówko „nieśmiały”. Otóż THAW na scenie jest nieco wycofany i tajemniczy. Zakapturzone postacie, przy skrajnie ascetycznym kontakcie werbalnym, niezbyt chętnie pokazują się frontem publice. Widać THAW stawia na przekaz wyłącznie muzyczny i sądząc po reakcjach nieśpiesznie gromadzącej się w klubie publiki – to działa. Działa na tyle dobrze, że potrafi przytrzymać pod barierkami słuchaczy. 


Skład nakładem Avantgarde Music, w maju tego roku wydal album zbierający pozytywne recenzje. Dość urozmaicona mieszanka stylów, trzymająca się jednak twardo ciężkich klimatów i nieco brudnych dźwięków, na publikę działa hipnotycznie. Mrok sceny momentami rozbijany szaleństwem błysków dopełnił przedstawienia. Kapela nie na darmo deklaruje, że „wesoła muzyka pozbawiona jest jakiejkolwiek głębi” – było ciężko, melancholijnie i mrocznie. 

Po ponad czterdziestominutowym przygniataniu publiki nihilizmem przez THAW, scenę przejmuje post – metalowy i nieco bardziej żywiołowy Obscure Sphinx. O ile za skupienie na ciężkim i solidnym brzmieniu już całkiem sporej publiki odpowiada cały instrumentalny skład, to wizualny zachwyt wzbudza Zofia "Wielebna" Fraś, niesamowita wokalistka w naprawdę ciekawej stylizacji. 


Za cała dekorację sceny posłużyły bannery z wizerunkiem Acherontia Void Mother, czyli lalki dekorującej okładkę najnowszej pełnometrażowej produkcji składu. W nawiązaniu do tej mrocznej postaci, twarz kredowo białej Fraś zdobił lalkowy makijaż ćmy. ‘Wielebna’ na scenie jest fascynująco ekspresyjna, do tego dochodzi świetny wokal nad którym doskonale panuje pięknie wybijając się przed dźwięki instrumentów. Charyzma sceniczna Fraś mocno przykuwa uwagę publiki, dodać do tego należy świetne kompozycje, dopracowany show, perfekcję muzyków i mamy receptę na naprawdę udany występ.

Behemoth scenę przejął około 21. Za wstęp posłużyło solidne walnięcie prosto w uszy „Ov fire and the void” doprawione ogniem i dymem, który zakrył niemal całą scenę. Pirotechnika uroczo podgrzewała i tak dość gorącą atmosferę, urozmaicając jeszcze i tak dynamiczną grę świateł – show jak się patrzy. Setlista przekrojowa zbudowana na zasadzie ‘the best of’ powinna w zupełności zadowolić i tych bardziej, i tych mniej osłuchanych odbiorców. Poprzedzone raczej rzeczową konferansjerką Nergala leciały „Alas, Lord is upon me”, „Demigod”, „Conquer all” i „Christians to the lions”. Nie zabrakło poprzedzonego wykrzyczaną przez Darskiego zapowiedzią „doskonale znacie ten utwór” „Decade of Therion”.

Sytuacja w pewnym momencie zrobiła się nieco komiczna, bo spora grupka na wesoło ‘zrobionych’ fanów z zacięciem godnym lepszej sprawy, niemal w każdej przerwie pomiędzy utworami skandowała niestrudzenie „Sen o Warszawie”, mutującym sporadycznie do „Sen o Trójmieście”. Widać tak ogromne wrażenie na tych krzykaczach wywarł obrazek Nergala – Ribbentropa plumkającego na gitarce akustycznej do spółki z Więckiewiczem – Hitlerem pod „Ambassadę” Machulskiego, że nijak tego „snu” nieszczęsnego nie chcieli odpuścić. Oczywiście większość publiki wyrażała co najwyżej zachwyt i aprobatę dla kolejnych punktów set listy, energicznie reagując na serwowane przez Behemotha utwory.

Jako zapowiedź najnowszego albumu „The Satanist”, który się pojawi dopiero za jakiś czas, w set liście pojawił się „Blow your trumpets Gabriel”. „The Satanist” jednocześnie na dłuższy czas wyniesie Behemotha z Polski, ponieważ Nergal i ekipa promować będą album na trasie Europejskiej z Cradle of Filth, wpadając do kraju na jeden tylko występ przy okazji Impact Festival.

Zmieniły się kostiumy Behemotha, nabijane ćwiekami kaptury, nieco potężniejsza ‘zbroja’ Darskiego, minimalnie zmodyfikowana charakteryzacja, widoczna szczególnie w przypadku Oriona. Bez zmian pozostały natomiast pięknie płonące statywy mikrofonów i obowiązkowa maska podczas „Lucifera”.

Szeroko potraktowana dyskografia pozwoliła wysłuchać jeszcze „Chant for Eschaton 2000”, „The Seed ov I”, „At the Left Hand ov God”. Album „Evangelion” otworzył koncert i go jednocześnie zamknął efektownym wykonaniem „Lucifera”, kiedy „efekt szarańczy” spadającej na publikę dopełnił całości przedstawienia..

Bębny na gdańskim koncercie w zastępstwie przechodzącego pooperacyjną rekonwalescencję Inferno, obsługiwał Kerim "Krimh" Lechner znany z Decapitated. Zastanawiam się, jaki wpływ ta zmiana miała na długość seta, bo koncert trwał zaledwie godzinę i dziesięć minut, czyżby ilość materiału opanowanego przez Lechnera skróciła czas występu?

Behemoth dał absolutnie genialny pokaz ilustrujący wgniatające w glebę tornado dźwięków. Nergal z ekipą w rewelacyjnej formie. Po czymś takim nie dziwi, że formacja jest najlepszym i bardzo charakterystycznym polskim towarem eksportowym. Szkoda tylko, że to co potrafią docenić za granicą, w Polsce spotyka się raczej z niezrozumieniem i atakami. Akcje reklamowe w rodzaju tych jakie funduje mediom pan Ryszard zdają się już wpisane w rodzimą tradycję, w najgorszym możliwym tego słowa znaczeniu. Jakoś do nikogo nie chce dotrzeć, że coś czego się nie rozumie, nie jest jednoznaczne ze złem w jakiejkolwiek formie i faktyczny problem w tkwi w tym wadliwym rozumieniu spotęgowanym całkowitym brakiem tolerancji.

P.S. Teraz słów parę o klubie B90 będzie. Przestronna hala akustycznie sprawdza się znakomicie. Zacna miejscówka, zdecydowanie, chociaż trafienie nie obyło się bez przygód. Idąc spacerkiem od dworca PKP, klub znajdziemy się na terenie Stoczni Gdańskiej, niedaleko hali CSG. Wystarczy minąć pomnik Poległych Stoczniowców i bramę Stoczni, po czym pospacerować w ciemnościach trafiając na coś w rodzaju skrzyżowania i wtedy odbić w lewo. Pomysł z wystawieniem BEHEMOTH Monster Truck jako drogowskazu – bardzo na miejscu. Spacerek po Gdańsku wieczorową porą pozbawiony jest może walorów widokowych, jednakże można zawsze na ciekawą ekipę trafić. Pierwsi nawinęli się Rosjanie z Kaliningradu, potem dołączyła do nas całkiem liczna reprezentacja Szwedów. Ostatecznie wszyscy jeszcze przed rozpoczęciem występu THAW szczęśliwie znaleźli się w klubie. Głęboki ukłon należy się za organizację, za sprawną i dobrze poinformowaną ochronę i za potraktowanie palaczy jako pełnoprawnych uczestników wieczoru (w B90 jest palarnia, nie wypędza się nałogowców na deszcz, śnieg czy mróz). Duży plus za karty do baru – w napoje zaopatrywać można się błyskawicznie nie tracąc czasu w kolejkach. Klub o powierzchni 1600 metrów kwadratowych pomieścić może 1500 osób i takiej właśnie frekwencji każdorazowo ekipie B90 życzę. Zainteresowanym polecam szczerze – warto się na własne oczy i uszy przekonać jak prezentuje się ‘na żywo’ od zaledwie trzech miesięcy działająca - tu zacytuję Nergala „świątynia” koncertowa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz