(Pogrubienia w tekście otwierają galerie konkretnych zespołów)
Już drugi rok z rzędu festiwal mający jedenastoletnią tradycję odbywa się w Toruniu. Festiwal o tyle wyjątkowy, że promuje rock progresywny, gatunek nadal jeszcze niedoceniony w Polsce. Żeby było ciekawiej festiwal jest otoczony interesującymi nazwiskami. Obok patrona festiwalu Tomasza Beksińskiego, mamy nieżyjącego już dziennikarza muzycznego i miłośnika ambitniejszych dźwięków Roberta „RORO” Roszaka i nagrodę jego imienia przyznawaną za najlepsze wydawnictwo muzyczne danego roku. Ponadto na festiwalu bywają goście - w tym roku był to Wiesław Weiss – dziennikarz muzyczny, współzałożyciel i redaktor naczelny Tylko Rock, Teraz Rock oraz autor biografii Patrona Festiwalu Tomasza Beksińskiego.
Festiwal Rocka Progresywnego im. Tomasza Beksińskiego pierwotnie
odbywał się w Gniewkowie, gdzie z roku na rok ściągał coraz więcej fanów ambitniejszej
muzyki wymagającej nieco bardziej wrażliwego ucha i wysublimowanego gustu. Przez
jedenaście lat impreza dorobiła się stałej publiczności, która na jeden lipcowy
weekend zjeżdża się z całego kraju. Dane mi było pojawić się wyłącznie na
ostatniej edycji, więc porównań z poprzednimi imprezami nie będzie.
Zalety festiwalu? Niewątpliwie obecna lokalizacja, którą po raz pierwszy jest Amfiteatr Muzeum Etnograficznego w Toruniu. Doceni każdy, komu kiedykolwiek na skutek wysłuchiwania koncertów na stojąco tyłek zjechał na wysokość kolan i uwielbienie dla dźwięków poszło w diabły na skutek zmęczenia. Amfiteatr ma ławeczki, dlatego warunki odbioru koncertowe są wręcz luksusowe. Kolejna wychwalania godna jest świetna atmosfera, coś na co, obok organizatorów wpływ ogromny ma sama publiczność. Wielbiciele progresywnego grania wspomnianą festiwalową atmosferę tworzą wyjątkową, przyjacielską, rodzinną niemal i to jest główny czynnik, który zadecydował, że przyszłoroczny pierwszy weekend lipca spędzam w Toruniu. No i sam Toruń, gdzie dojazd jest łatwy, z niemal każdego punktu w kraju.
Dwa dni świetnie podanej muzyki, w wykonaniu zespołów
polskich i zagranicznych, wielowymiarowe dźwięki, wymagające większego skupienia
niż to czym rutynowo popularne media walą przeciętnego obywatela po uszach.
Ten
festiwal to idealne miejsce, które pozwoli zapełnić lukę pomiędzy Szostakowiczem,
a Sabatonem. Porównanie może niezbyt trafione, ale z jednej strony, nikt nie
wymaga od publiki kreacji wieczorowych właściwych filharmonii, a z drugiej
strony, mimo często mocniejszych brzmień nie ma typowych wariackich zabaw
grupowych i można spokojnie na festiwal zabrać dzieciaki zamiast obciążać
progeniturą dziadków. Tym bardziej, że dla najmłodszych atrakcje przewidziano
również, tak żeby rodzice w spokoju mogli spotkać się ze znajomymi, posłuchać
muzyki, pogadać przy piwie i obowiązek rodzicielski na chwilę scedować na ekipę
filograju GMG – Sport.
Dla duszy rozrywek aż nadto, dla ciała z kolei są napoje, te
chmielone również, oraz grill serwujący reanimację gastronomiczną na wypasie.
Jest stoisko z płytami, sklepik z festiwalowymi gadżetami, loteria fantowa dla
tych którzy festiwal – z założenia darmowy – zechcą wesprzeć kupnem cegiełki.
Świetna organizacja oraz kolejny atut festiwalu: doskonale podany dźwięk i
oprawa sceniczna na wypasie w wykonaniu „Happy Light”, ekipy, która w przypływie
natchnienia na scenie odstawia prawdziwą orgię oświetleniową.
Co cieszyło uszy w tym roku? W tym momencie uprzedzam: ani obiektywizmu
ani też zaawansowanej recenzji nie warto się spodziewać.
Zaproszone zespoły zjeżdżały od Śląska po Holandię, równie
różnorodnie było z dorobkiem muzycznym wykonawców, ilością pozycji w
dyskografii, od debiutów, po składy o dużym doświadczeniu scenicznym. Na
pierwszy ogień i dosłownie wodę poszedł otwierający dwudniowe granie Here onEarth – rock atmosferyczny ze Śląska, na którego występ przypadł solidny deszcz.
Każdy szanujący się festiwal, zgodnie z prawem Murphy’ego ulewę zaliczyć
powinien przynajmniej raz, i tak się stało. W bonusie od ekipy publika dostała
za to cover „Evidence” Katatonii. Halucynacje z Wrocławia zachwyciły dźwiękami
z pięknego Hammonda, do których słabość mam okrutną, tym samym dla mnie Andrzej
Włodarczyk zrobił cały występ. Backward Runners dał energetyczny koncert,
niekoniecznie w klimacie festiwalowym, za to z atrakcjami kostiumologicznymi
wokalisty. Świetny kontakt z publiką, sympatyczna ekipa i gorący koncert, bo słoneczko
zawzięcie dosuszało podeszczową wilgoć opalając przy okazji widownię.
Zmianę nastroju zaserwował Eddie Mulder, dając bardzo
stonowany akustyczny koncert, żeby po chwili dołączyć do Flamborough Head jako
basista i zaserwować publice nieco żywsze dźwięki. Oprawa świetlna koncertu –
bajka, jak się chłopaki „Happy Light” zepną to potrafią.
Niedzielne koncertowanie otworzył Animate, żywo witając
leniwie zbierającą się jeszcze festiwalową publiczność. Fajne wokale Roberta
Niemca i „Animate” Rush sympatycznie podane, bliższe mojej metalowej duszy. Yesternightzebrali owacje za „Child in Time” Deep Purple, i słusznie, bo trzeba mieć jaja,
żeby odegrać ten konkretny kawałek i to jeszcze na tym konkretnym festiwalu.
Grendel energii wlał uszy nieco mniej, było za to nastrojowo i wyciszająco.
Zamknięcie festiwalu przypadło Art Of Illusion z Bydgoszczy. O ile gitarzysta Filip
Wiśniewski wywołuje natrętne i silne skojarzenie z DT i panem Petruccim,
to Marcin Walczak bije na głowę wokalne poczynania pana LaBrie, przed którymi moje
widać nie dość wyrafinowane ucho wiało ostatnio w panice jak najdalej, i tym
samym technicznie świetny występ obejrzałam do końca. Kolejny raz efektowne oświetlenie
wystarczająco podbijało nastrój, będąc najlepszą scenografią, w której ekran z
animacjami trochę ginął.
Festiwalowi życzę kolejnych stu edycji, trzymając kciuki za wytrwałość
organizatorów, oraz licząc, że miasto Toruń doceni wyjątkowy festiwal
odbywający się na jego terenie. I zachęcam do spędzenia jednego lipcowego
weekendu w niesamowitej atmosferze na terenie amfiteatru Muzeum Etnograficznego.
Na koniec kilka zdjęć, które nie znalazły się we wcześniejszych galeriach
Świetnie jak zawsze Aga. Ja dla odmiany trzy razy byłem w Gniewkowie ale i do Torunia pewnie w najbliższej przyszłości się wybiorę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Pacy
Najbliższej za rok? :)
Usuń