GALERIA
Nie
było wątpliwości, że warszawski koncert Children of Bodom wzbudzi spore
zainteresowanie. Po pierwsze zespół odwiedził Polskę po 10 letniej przerwie,
druga istotna sprawa to promocja świeżego albumu „Relentless
Reckless Forever” zbierającego pozytywne recenzje. Nic więc
dziwnego, że kolejka pod Stodołą
zaczęła formować się już koło południa, mimo, że do otwarcia bram pozostało 5
godzin.
Otwarcie bram nastąpiło o 17 i około godziny
później na scenę wyszła formacja Machinae Supremacy. Szwedom
do dyspozycji dano 30 minut, wystarczyło, żeby tych co już zgromadzili się pod
sceną poderwać żywiołową muzyką, dynamiką i wreszcie energią muzyków bijącą ze
sceny – występ jak najbardziej na plus. W set liście zmieściło się zaledwie 6
utworów, zdominowanych kompozycjami z najnowszego wydanego w listopadzie
zeszłego roku albumu „A View from
the End of the World”: "Force Feedback", "Rocket Dragon", "Nova
Prospekt" oraz "Truth of
Tomorrow" i "Overworld" z tytułowego albumu i jedyny starszy utwór
"Through the Looking Glass" z „Redimeera” na zakończenie. Machinae Supremacy nie mieli trudnego zadania
w rozgrzewaniu publiki, pomijając upał panujący na zewnątrz, już sama obietnica
zobaczenia wyczekiwanego dekadę Children of Bodom była wystarczającym
pogrzewaczem.
Kolejnym
punktem programu byli „dzierżący żelazo” Finowie z Ensiferum. Tu atmosfera była
już rodem z fińskiej sauny. Drzwi boczne Stodoły pootwierane na oścież, im
bliżej sceny tym goręcej. Finowie w
kiltach pojawili się statecznie na scenie przy dźwiękach „By The Dividing Stream”
po czym z subtelnością huraganu przeszli do „From Afar” i utrzymali impet do
końca. Pierwszeństwo miał ostatni album „From Afar” i 2 pierwsze utwory
pochodziły z tegoż wydawnictwa, pojawił się także „Twilight Tavern”. Set
przekrojowy, z „Ensiferum” były „Token of Time”, „Guardians of Fate”, album
„Victory Songs” reprezentowany był przez „Ahti”, z „Iron” pojawiły się „Into Battle”, „Lai Lai Hei” i tytułowy
„Iron” kończący występ,. Publiki nie trzeba było specjalnie zachęcać do
grupowego wydzierania się, przerwy w utworach skrupulatnie wypełniane były
skandowaniem „Ensiferum!”. Spora grupa publiki, ściśle ukierunkowana na „Ensi” była
wniebowzięta, podobnie jak i porwana
przez wikingów w kieckach większość
Bodomaniaków. O ile Petri Lindroos trzymał się
mikrofonu to Sami Hinkka był wszędzie z
regularnym szaleństwem w oczach i szerokim uśmiechem na twarzy, na migi
kontaktując się z publiką. Płeć piękna w zespole reprezentowana przez Emmi Silvennoinen nieco
schowana za ogromną wikińską tarczą, równie żywiołowo, co reszta zespołu omiatała klawisze włosami. Na koniec „Dziękuję bardzo” z ust Samiego,
szczodrze rozrzucone w publikę kostki przez gitarzystów, skandowanie publiki,
jednak z brakiem szans na bisy, bo przecież program koncertu jest dość napięty.
Udany
show, kontakt z publiką rewelacja, energiczna muzyka świetnie podana
technicznie. Czterdziestopięciominutowy set to zdecydowanie za krótko!
Tuż
przed wejściem gwiazdy wieczoru, atmosfera w klubie była z piekła rodem, mimo
otwartych drzwi i spontanicznej akcji
ochrony, sprawnie nawadniającej pierwsze
rzędy, pozostające w niemiłosiernym ścisku. Wypada pogratulować wytrzymałości
żeber i zawziętości tym którzy do końca
koncertu wytrzymali przy barierkach, a także okazać wyrozumiałość kilku fanom, których ochrona szybko i
sprawnie na własne życzenie wyciągnęła z tego imadła. Wdzięczność należy się
amatorom dymka i piwa, gdyby faktycznie wszyscy chcieli jednocześnie być w sali
koncertowej Stodołę mogłoby rozsadzić, tłok ogromny. Children of Bodom na scenę nie
śpieszyli się zbytnio, pozwalając do woli publice skandować nazwę zespołu.
Statecznie
– tak można opisać wejście „Dzieci” na scenę i na dzień dobry „Not My Funeral” z Relentless
Reckless Forever, z najnowszego albumu pojawiły się także „Roundtrip to
Hell and Back” oraz „Was It Worth It?”. W
set liście dominował album „Hate Crew
Deathroll” z „Bodom Beach Terror”
jako drugim kawałkiem set listy, „Needled 24/7”, „Angels Don't
Kill”.
Setlista przekrojowa, nie zabrakło „In Your Face” i „Living Dead
Beat” granych kolejno po sobie z „Are You Dead Yet?”, oraz „Children Of
Bodom” i „Downfall” z „Hatebreedera”. Były „Hate Me!”, „Follow the
Reaper”, „Blooddrunk”. Ekspresja sceniczna
raczej umiarkowana. Alexi Laiho obstawiony
odsłuchami, co jakiś
czas przespacerował się do stojącego za klawiszami Janne
Wirmana, były dwa guitar flipy, jednakże Laiho jeżeli akurat nie śpiewał,
utrzymywał ścisły kontakt wzrokowy z gitarą. Roope Latvala i Henkka
Seppälä nieco w cieniu w
dosłownym słowa znaczeniu – oświetleniowiec poskąpił światła na chłopaków, mimo
niezwykle barwnej i ciekawej oprawy całego show. Na scenę poszybowały dwie polskie
flagi, z czego jedną Alexi osobiście przerzucił gdzieś koło perkusji, natomiast
kolejną spod nóg usunął techniczny. Widać było, że zespół skupiony był głównie
na graniu. Gdzieś tam przemknęło przez myśl, powielane w internecie
sformułowanie „kindermetal” kiedy pod nogami Laiho wylądował pluszowy misiek,
średnia wieku publiczności nie była zbytnio zróżnicowana. Janne Wirman z okazji urodzin obradowy został
przez publikę gromkim „Happy Birthday”, która aż rwała się do wrzasków.
Docenienie szalejącej polskie publiki przez nieco zdystansowanych Finów
wyrażone zostało przez Laiho : „Fuck
Yeah Poland!”. Po „Downfall” skandowanie
zwyczajowym, aczkolwiek niezbyt subtelnym już tekstem „napier…niczać” wywołało
zespół ponownie na scenę gdzie po „Was It Worth
It?” i „Everytime I
Die” nastąpiło wspólne śpiewanie „Hate Crew Deathroll”.
Koncert udany, publika wyszalała się solidnie
tracąc litry wody w piekielnie gorącej atmosferze, nikt sprasowany nie został –
mimo ogromnego ścisku. Entuzjastyczne, jeżeli nie szalone reakcje
publiczności powinny mobilizująco
wpłynąć na Childrenów podczas kolejnego planowania trasy koncertowej. Po takim
przyjęciu nie będą chyba zwlekać z kolejną wizytą w Polsce przez 10 lat. Gdzieś
tam momentami dźwięk uciekał, wybiórczo było słychać perkusję, ale nie sądzę,
żeby komukolwiek przeszkodziło to odbiorze koncertu.
Fani mieli także okazję spotkać się również z Machinae
Supremacy i Ensiferum prze stoiskach „gadżeciarskich” obu zespołów. Children of Bodom nie przewidzieli spotkania
z fanami po koncercie, plotka głosi, że co wytrwalsi widzieli członków zespołu
przemykających do busa. Może następnym razem, byle nie za kolejną dekadę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz