2011-08-25

PERFECT, Bydgoszcz, Poland 2011




Minęły dopiero co niedzielne 's'hity na czasie Radia Eska, przyznam, że większości 'gwiazd' nijak nie kojarzyłam, widać takie to wielkie gwiazdy były, a ja taka wielka ignorantka, jeżeli chodzi o najnowsze produkty przemysłu fonograficznego.


Miał być spokojny niedzielny wieczór w domu, ale całkiem spontanicznie podjęta decyzja "Jedziemy na Perfect" wygoniła mnie do Myślęcinka. I tak z pozycji publiczności obejrzałam sobie koncert, przy okazji łapiąc parę fotek, mimo bujającej publiki i zatrzęsienia rąk dzierżących komórki 'fotograficzne'.

Miło było zobaczyć na scenie PERFECT, chociaż nijak do poprzedników nie pasował. Nie pasował, klasą, dorobkiem, doświadczeniem i w końcu repertuarem, prawdziwa Gwiazda wieczoru miażdżąco zdeklasowała całą resztę. Fakt – przydługie solo na bębnach nadwyrężyło nieco moją uwagę, a na pewno entuzjazm publiki, skoro spora część skandowała „Grzegorz”. Byli też tacy co skandowali zawzięcie „Marchewkowe pole” – zapewne pozostałości fanów poprzednich ‘gwiazd’ sądząc po zorientowaniu w temacie.

































































Tłok spory, szybko przerzedził się w trakcie koncertu Perfectu, w końcu to nie jest muzyka, przy której można kicać jak pijany zając. Pozostało jednak sporo rodziców, na siłę umuzykalniających swoje bardzo małoletnie, śpiące i zmęczone pociechy – twardo pchając się w tłum i narażając kilkuletnie uszy na głośne dźwięki.

Wracając do Perfectu, były hity, mniej i bardziej znane, Markowskiemu nieźle wychodziło rozdawanie autografów przy jednoczesnym śpiewaniu, była „Ewka” na bis… na te półtorej godziny, było warto jechać na Różopole, tym bardziej, że w wielu już miejscach wychwalany pod niebiosa za logistykę ZDMIKP rzeczywiście ‘dał radę” rewelacyjnie i chwała im za to, że powrót do domu miałam sprawny i szybki. Powrót niezwykle istotny, bo jak większość „starszych”, tych spoza średniej metrykalnej 14-18 lat – następnego dnia skoro świt wzywały obowiązki służbowe, w końcu była niedziela, a nie sobota, pozwalająca odespać zarwaną nockę.

Tak więc jeżeli chodzi o Perfect – było perfekt! Szkoda tylko, że już poza transmisją TV… tych, których na Różopolu nie było, stracili półtorej godziny dobrej muzyki do posłuchania. Z pozostałych gwiiazd, żałować mogę jedynie Lauriego – ex wokalisty The Rasmus autorów swego czasu głośnego hitu „In The Shadows” – ciekawe jak sobie gość radzi solo. Jeszcze przeglądając lineup festiwalowy przypomniało mi się "Leżę", życiowy niezwykle kawałek w wykonaniu zespołu Piersi: "A mówili mi przyjaciele, Nie mieszaj ogórków z dżemem, Musztardy z kisielem, I śliwek z likierem, Żołądek to nie... San Francisco" - refren dobry na podsumowanie tego Eskowego miksu wykonawców.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz